KSIĄDZ ORIONE I JA…

il

Imagen 005Wstępując do Zgromadzenia nie znałam wcale Księdza Orione. W informatorze „Zgromadzenia zakonne na ziemi konińskiej” znalazłam krótką informację o niejakich Małych Siostrach Misjonarkach Miłosierdzia. Słowa Założyciela, które były tam zacytowane lekko mną potrząsnęły: „Lepiej jeden klasztor mniej niż jedna zła zakonnica więcej”. Radykalne – pomyślałam – nie ma żartów!…

Najpierw poznałam córki księdza Orione. Było to w Kole, na rekolekcjach dla dziewcząt. Jawiły mi się one jako osoby bardzo serdeczne i nie stwarzające dystansu w relacjach. Były naturalne, szczere, zawsze blisko uczestniczek i otwarte na ich potrzeby.

Czas formacji początkowej nie przybliżył mnie do realnej osoby księdza Orione. Pozostał dla mnie surowy i wymagający, walczący z tchórzami w króliczych futerkach. Miałam wrażenie, że w każdym swym liście krzyczy i nie wiedziałam czego ode mnie chce…

Tak było do momentu spotkania dla sióstr zorganizowanego w domu prowincjalnym, które miało na celu pogłębić w nas duchowość charyzmatu. W przedstawianych wypowiedziach Księdza Orione zaczęłam zauważać człowieka pełnego niesamowitego poczucia humoru. Już nie krzyczał, nie wymyślał od królików… a raczej łagodnością, cierpliwością starał się wykrzesać z człowieka, na którym mu zależało, to co najlepsze dla większej chwały Bożej…

Od jakiegoś czasu zauważam, że ksiadz Orione się do mnie uśmiecha. Ten z obrazu w prasowalni i ten ze ściany refektarza… Do tej pory okazywałam mu swoją obojętność. Myślałam: “Wiem, wiem… Pewno się cieszysz, że nie jestem już królikiem…”. Ale dziś to ja mam potrzebę żeby spojrzeć mu w oczy… , tym razem to ja szukam jego wizerunku… bo zrozumiałam, że jest on takim właśnie Założycielem jakiego chciałabym mieć.

Myślę, że chciał mieć „swoje” siostry „inne” niż te co były do tej pory. Nie chciał, dam noszących z dumą habit, dystyngowanych kobiet z klasztoru, które czynią miłosierdzie z poczuciem wyższości… Pisał o nas: „Są ubogie, ubożuchne, i ubierają się, odwrotnie niż Paryżanki, w szmaty. Dom na San Bernardino jest domem biednym, dla ubogich ludzi, bez wyglądu, nie przypomina konwentu ani instytutu zakonnego: wszystko w nim świadczy o ubóstwie, jeśli po prostu nie o nędzy” (Rzym, 18.11.1920; Pisma 39,142ss.).

Napierano na niego, by spisał Reguły Zakonne, domagano się tekstu Konstytucji, okazywano niezadowolenie i rozczarowanie jego brakiem organizacji. Ale on po prostu nie chciał, żeby przywiązano większą wagę do formy niż do treści. Tłumaczył, mówiąc o siostrach: „Do tej pory nie mają innej ustawy jak tylko świętą Ewangelię, z całą miłością i świętą wolnością, którą nasz Pan je opieczętował, i mają rozkład dnia. (…) zostały posłane by świadczyć miłosierdzie, przez co zostały nazwane Misjonarkami Miłości. (…) Nie ma pośpiechu ani z ustanowieniem porządku klasztornego, ani z zaciąganiem zobowiązań: będzie, co się Panu podoba. Teraz nie pragniemy niczego innego, jak tylko urabiać naszą duszę w Jego Bożej miłości i miłości bliźniego – cała reszta wydaje się nam bardzo drugorzędna i co ważniejsze, bardzo, bardzo względna” (Rzym, 18.11.1920; Pisma 39,142ss.).

Mimo to spotyka się z niezrozunieniem tych, którzy myślą, że wiedzą lepiej i widzą dalej. Świadczą o tym pełne taktu i delikatności słowa z listu do jednej z dobrodziejek: „Chcę zapewnić najlepszą Pani córkę, że nie zinterpretowałem wcale źle jej uczuć – więc niech odejdzie jak najspokojniejsza w Panu. Pani córka mówi mi o rzeczach trudnych… «o zobowiązaniach, z którymi powinienem był ją zapoznać, jak Reguły i Przełożeni Zgromadzenia». I mówi także: «Ciągle wierzyłam, że wszystko się ułoży, itd.»”. Ileż pokory i miłości wymaga skromna odpowiedź: „Och, błogosławione dziecko Boga, ale nie wie, że ja jestem biednym wieśniakiem i że nie pojmuję tych trudnych rzeczy. I jeśli Błogosławiony Cottolengo nie dał Reguł aż dopiero siedemnście lat po swojej śmierci, to czyż ja potrafię dać je za życia?” (16.02. 1927. – “Distinta Signora, insigne Benefattrice mia e dei miei poveri”; Pisma 47, 69).

Cieszę się, że nam takiego Ojca Założyciela, który wiedział o co mu chodzi… , który chciał przede wszystkim zatroszczyć się o dobrego ducha dla swoich córek. Myślę, że obawiał się włożyć nas w ramki, które mogłyby stać się przeszkodą dla swobodnego rozprzestrzeniania się miłości w takim kształcie, w jakim Bóg chciałby ją mieć w naszej Rodzinie Zakonnej. Dlatego powtórzę raz jeszcze jego słowa: „Nie ma pośpiechu ani z ustanowieniem porządku klasztornego, ani z zaciąganiem zobowiązań: będzie, co się Panu podoba. Teraz nie pragniemy niczego innego, jak tylko urabiać naszą duszę w Jego Bożej miłości i miłości bliźniego – cała reszta wydaje się nam bardzo drugorzędna i co ważniejsze, bardzo, bardzo względna” (tamże).

Poparcie takiego myślenia znajduję w wypowiedzi wizytatora apostolskiego, opata Emmanuela Caronti podczas I Kapituły Generalnej sióstr: „Tak jak pomyślano o gałęzi męskiej, tak należy pomyśleć o was i dać wam Konstytucje. Nie jakoby wam do tej pory brakowało Reguł albo Konstytucji, bo przeciwnie, ks. Orione był dla was żywą regułą przez swój przykład, ale brakowało ujęcia tego w formę jurydyczną, dostosowaną do wymagań Kodeksu [Prawa Kanonicznego]” (Relacja z Kapituły, 9 września 1942 roku (godz. 18,25), w ASPSMC III-c 1-5).

Na koniec zacytuje słowa z piosenki Jacka Cygana: “Życie jest darem od nielicznych dla wielu. Od tych co wiedzą i mają dla tych co nie wiedzą i nie mają…” On właśnie – Ksiądz Alojzy Orione – wiedział, miał i oddał wszystko…tylko czy my to zrozumieliśmy?

M. Faustyna

 

Lascia un commento